Budżet 500 / instalacja, animacja, fragmenty lub całe obiekty, 2005
/
Budget 500 / installation, animation, parts of objects, objects, 2005
Budżet 500
8 x blejtram =130zł
3 x pół blejtramu = 40zł
1x niecały lightbox =100zł
Kostki drewniane (1 szt-1zł), 175szt. =175zł
2 x obraz gotowy = 0zł
Wykonanie video 5h x 7zł = 35zł
Koszty dodatkowe (farba, kleje) = 20zł
“Budżet 500” to, krótko mówiąc, wystawa wykonana za 500zł (honorarium dla artysty) a raczej taka część wystawy, którą można było za tę sumę wykonać.
“Budżet 500” to nawet dwie wystawy: ta faktyczna, którą oglądamy zainstalowaną w galerii i ta wirtualna, którą “rejestrują” cztery kamery monitorujące galerię.
Co różni te wystawy? Zainstalowane w galerii prace to zaledwie niewielki wycinek tego, co “widzą” kamery, fragment, który był możliwy do zrealizowania za 500zł, wliczając w to przede wszystkim materiały. Same prace (obrazy, rzeźby, lightboxy) “załadowały” się jedynie częściowo, w miejscu przekroczenia budżetu prace zostały obcięte, przerwane, “nie załadowane”. Nie wyświetliło się także to, co powinno być na pracach, o tym błędzie informuje znak czerwony “X” – który w przeglądarkach internetowych oznacza ni mniej ni więcej co problemy z pobraniem pliku graficznego (zdjęcia obrazu , grafiki czy innego elementu). W galerii zainstalował się więc jedynie kawałek obrazu, kilka procent rzeźby i prawie cały załadowany lightbox.
Kamery umieszczone w galerii rejestrują jednak inną wystawę, rejestrują pierwotny projekt wystawy, marzenie o wystawie, wystawę w całości załadowaną*. Film z kamer, a co za tym idzie, całą wystawę, można zobaczyć jedynie w postaci video, którego projekcja odbywa się w portierni. Powstała tym samym podwójna rzeczywistość ; ta, którą zastaliśmy w galerii oraz ta, którą rejestrują kamery monitorujące salę.
“Budżet 500” to swoista reakcja na podstawowy problem nękający placówki kulturalne i samych artystów, jakim jest brak funduszy na działalność artystyczną , brak dofinansowania kultury, brak środków na realizację śmiałych finansowo projektów, czy na honoraria dla artystów. W Polsce do rzadkości należą spektakularne projekty, bynajmniej nie dlatego, ze artyści o takich nie marzą, nie dlatego, że galerie nie chcą ich realizować. Ani jedni ani drudzy nie mogą sobie pozwolić na swobodę działania, coraz częściej powstają więc projekty “okrojone”, “obcięte”, zmodyfikowane i tanie. Wystawa “Budżet 500” jest takim właśnie projektem obciętym, chociaż możliwym do zobaczenia w całości dzięki materiałowi video, podłożonemu w miejsce obrazu z kamer monitorujących obiekt.
laura pawela, 04.2005
*Pierwotny projekt zakładał pokazanie w Galerii Arsenał w Białymstoku wszystkich moich wykonanych dotąd prac w formie nie załadowanych plików (nie załadowane Reallaura, obrazy z cyklu Windows czy Mobile-Phone Budda etc.)
_______
Krzysztof Kościuczuk
“Budżet 500, czyli historie niedokończone”
Laura Pawela zrobiła wystawę w białostockiej Galerii Arsenał za 500 złotych. Tego dowiadujemy się już z samego tytułu. Nie znając realiów funkcjonowania instytucji wystawienniczych, ciężko początkowo stwierdzić, czy to dużo, czy mało. Interesujący jednak jest sam fakt ujawnienia tej informacji w tak bezpośredni sposób. Zwykle tego typu “szczegóły” nie są dyskutowane chętnie, a tym bardziej podawane do publicznej wiadomości. Ponadto artystka skrupulatnie rozlicza się z widzem z wydania powyższej kwoty, wyliczając wszystkie koszty poniesione przy przygotowaniu ekspozycji – od blejtramów po kleje. Czy uczynienie z budżetu tytułu, a co za tym idzie tematu wystawy, jest gestem pozytywnego zaskoczenia czy też brutalnego rozczarowania? A może idzie o coś jeszcze?
Jeśli przyjrzeć się uważnie, okazuje się, że Laura Pawela wykonała manewr, który zaskoczyłby niejednego kuratora. Przy pomocy 500 złotych zrobiła nie jedną, ale kilka wystaw, które związane są ze sobą zarówno organicznie, jak i konceptualnie. Przenikają się wzajemnie, jedna wynika z drugiej i stanowi żywotny element kolejnej, ale wszystkie tworzone są przy użyciu minimalnych środków. Spójrzmy zatem.
Widz, żeby trafić do sal ekspozycyjnych, musi przejść przez hol z szatnią. Tam na biurku portierki stoi monitor, na którym widoczny jest obraz z kamer wideo monitorujących wystawę. Biorąc pod uwagę, że znajduje się na niej zarówno drogi sprzęt (telewizory plazmowe, lightboxy), jak i wyjątkowo duża ilość prac (pokaźnych rozmiarów rzeźba z pikseli oraz liczne obrazy), takie środki bezpieczeństwa wydają się całkowicie logiczne, poza tym w dużych instytucjach sztuki tego rodzaju zabezpieczenia nie należą do rzadkości. Jednym słowem, wystawa jest imponująca. W tym momencie staje się jasne, dlaczego artystka tak chętnie dzieli się z nami informacją na temat kosztów produkcji. Po prostu fakt zrobienia wystawy za tak niską sumę staje się uzasadnionym powodem do dumy. To przykład, który warto naśladować. Jednak pierwsza ekspozycja wcale nie jest tą, która zajmuje realną przestrzeń w budynku. To miraż, projekcja wideo wykonana za pomocą programu komputerowego – wszystko staje się jasne dopiero w momencie, gdy wejdziemy do środka.
Zamiast spodziewanej kompleksowej wystawy zastajemy mizerną namiastkę ekspozycji. W sali wiszą dwa duże obrazy i kilka mniejszych, pozostałe zaś są niekompletne. Niekompletne nie znaczy niedokończone, prace są precyzyjnie ucięte wzdłuż niewidzialnej granicy, którą wyznacza tytułowa suma. Wszystko okazuje się być na opak. To nie wystawa o budżecie, a wystawa “budżetowa”. Pieniądze wyznaczyły tu nieprzekraczalny margines, poza którym istnieje tylko pustka. Co istotne, oglądane wcześniej obrazy przedstawiające ikonę niewczytanego pliku graficznego nabierają tu innego, bardziej dosłownego znaczenia. Pawela chętnie wykorzystuje specyfikę przestrzeni, w której pojawiają się jej prace – na wystawie w warszawskim CSW jej obrazy z serii Windows prezentowane były na tle niebieskiej tapety z chmurami – klasycznego motywu znanego każdemu użytkownikowi tego systemu, z kolei projekt Reallaura funkcjonował w przestrzeni wirtualnej – internecie i telefonach komórkowych. Tu pusta biała przestrzeń staje się równie istotna jak pokazywane w niej obiekty. Konfrontacja rzeczywistości i wyobrażenia o niej jest wyjątkowo bezwzględna. Mamy prawo czuć się rozczarowani. Wszak najpierw rozbudzono nasze oczekiwania, żeby za moment rozbić je w bezkompromisowy sposób. Lecz tu tkwi haczyk.
Oto mamy trzecią wystawę; jako swoista wypadkowa dwóch poprzednich, trzecia wystawa to ta, która materializuje się na styku wirtualnej projekcji i realnej obecności galerii. To wystawa, która miała powstać pierwotnie, ale możemy ją sobie łatwo wyobrazić, ponieważ artystka udostępniła nam wersję demonstracyjną (działającą tylko w części galerii). W trzeciej wystawie wszystkie dotychczasowe obrazy Paweli, przenicowane na drugą stronę, przestają istnieć. Wszystkie prace, począwszy od projektu Reallaura po obrazy z serii Windows, znajdują swój odpowiednik w postaci niezaładowanego blejtramu lub lightboxu. Pliku, który nie otworzył się akurat przy tej próbie. Taki był oryginalny zamysł artystki, i w ten sposób Pawela rozprawia się ze swoją twórczością i kontekstem, w jakim przyszło jej (nie)funkcjonować. Obrazy nie otworzyły się. Czy zostały uszkodzone w przesyłce? Być może tutejszy sprzęt nie jest kompatybilny z formatem graficznym używanym przez autorkę? A może to kłopot z systemem operacyjnym – całym systemem polskich galerii i instytucji kulturalnych, który mimo usilnych starań okazuje się być nie bardzo przyjazny użytkownikowi?
Naturalnie, wystawa Paweli, jak większość wersji demonstracyjnych, urywa się w najbardziej ciekawym…
/
Laura Pawela has made an exhibition in Arsenał gallery in Białystok for 500 PLN (120€). We learn it from the title itself. Without the knowledge of how the exhibiting institutions function, it is difficult to tell whether it is much or not. However, it is interesting that the information is revealed in such a direct manner. Usually, these kinds of ‘details’ are not discussed willingly – not to mention their public announcement. Morevoer, the artist accounts openly for the spending of the abovementioned sum, enumerating all the costs borne during the making of the exhibition – from stretchers to glue. Is the making of the budget into a title, and therefore the subject of the exhibition, a gesture of a positive surprise or a harsh disappointment? Or is there something more to it?
On closer examination it turns out that Laura Pawela has made a move that would surprise many curators. She used 500 PLN to make not one, but a few exhibitons that are linked both organically and conceptually. They intermingle; one is the result of the other and constitutes a vital element of the following one, but all are created with minimal financial means. Let us take a look then.
In order to reach the showrooms one has to cross the hall with the cloakroom. On the porter’s desk there stands a monitor on which there are displayed the images from video cameras monitoring the exhibition. Considering that there is expensive electronic equipment (plasma televison sets, lightboxes), as well as a large number of works (a sizeable sculpture made from pixels and numerous paintings), such precautions seem entirely adequate. Security measures like these can often be found in large institutions. All in all, the exhibition is impressive. At this point, it becomes clear why the artist so eagerly shares with us the information about the production cost. Simply, the fact of making an exhibition for such a low sum becomes a justified reason for pride. It is an example worth following. Yet, the first exposition is not the one which occupies the physical space of the building. It is a mirage, a video projection made with a computer programme. Everything becomes clear only when we enter inside.
Instead of an expected complex exhibition, we encounter a mere substitute of it. The showrooms display two large paintings and a few smaller ones, the others are incomplete. Not in the sense of being unfinished – the works are cut along an invisible line defined by the title sum. Everything turns out to be upside-down. It is not an exhibition about the budget, but a ‘budget exhibition’. Money has set an impassable margin beyond which there is only emptiness. It is significant that the paintings of an icon of an unloaded graphical picture (seen earlier) acquire a different, more literal meaning. Pawela eagerly uses the character of the space where her works appear. During an exhibition in Center for Contemporary Art in Warsaw, her paintings from the Windows series were presented on the background of a blue wallpaper with clouds – a classical theme known to every user of this system. Her other project – Reallaura functioned in a virtual space of the Internet and mobiles. Here, the white space becomes as important as the objects that are shown within it. The confrontation of reality and its image is exceptionally ruthless. We have the right to feel disappointed. Our expectations were stirred just to be uncompromisingly shattered. But here is the catch.
Here we have a third exhibition – a specific result of the previous two. It is an exhibition that comes into existence on the border of virtual projection and actual presence in the gallery. It is an exhibition that was supposed be made, but we can easily imagine it, because the artist made a demo version available.In the third exhibition, all the former paintings by Pawela, turned to the other side, cease to exist. All works, from the Reallaura project to the paintings from the Windows series find their equivqalent in the form of an unloaded strecher or a lightbox. A file that did not open at this particular attempt. It was the artist’s original intention and in this way Pawela gets even with her creative activity and the context in which she came to function (or not). The paintings have opened themselves. Were they damaged during shipment? Perhaps the equipment here is not compatible with the graphic file format used by the artisit? Or maybe there is a problem with the operating system – the whole system of Polish galleries and cultural institutions which, despite persistent efforts, turned out to be user-unfriendly.
Naturally, the exhibition by Pawela, like most demo versions, breaks at the most interesting…
translated by Krzysztof Kosciuczuk